Ideologia zamiast faktów
Legalizować czy nie legalizować? Zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy każdej z opcji mają na poparcie swojego stanowiska wiele mniej lub bardziej sensownych argumentów. Problem w tym, że publiczna dyskusja sprowadza się zazwyczaj do zaprezentowaniadwóch kategorycznych stanowisk i całkowitej odporności na argumenty drugiej strony.Dla jednych zło wcielone, dla innych całkowicie nieszkodliwa substancja, a dla jeszcze innych metoda, by wygłaszając publicznie poparcie lub dezaprobatę, zachować poselską dietę i przywilej bezkarnego łamania przepisów drogowych. Jest jednak jeszcze jedno oblicze marihuany (nasiona marihuany), odległe od politycznych przepychanek i ujawniające się tam, gdzie ludzie zamiast emocji wolą fakty. Czyli w medycynie.
Czerwony cesarz i konopne herbatki
Pierwszy przypadek stosowania marihuany w roli lekarstwa pochodzi ze starożytnych Chin, a konkretnie z 28 wieku przed Chrystusem. Wówczas to mityczny czerwony cesarz Shen-Nung, uważany za ojca chińskiej medycyny, opisał setki leków pochodzenia roślinnego, wymyślając przy okazji parzenie herbaty.Legendarny cesarz zaparzał jednak nie tylko herbatę, ale również kwiatostany Cannabis sativa, co miało pomagać w leczeniu malarii, dny moczanowej, reumatyzmu i przy okazji regenerować pamięć. Najbardziej odległe w czasie eksperymenty trudno jednak uznać za medycynę w dzisiejszym znaczeniu tego słowa. U naszych dalekich przodków rytuały religijne i medycyna niejednokrotnie płynnie się przenikały, a palenie różnych ziół mogło równie dobrze służyć zjednaniu duchów przodków jak i lekkiemu otępieniu pacjenta przed wyrwaniem zęba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz